1.
Zasmarkany chłopiec biegnie w moją stronę. W rączce trzyma kondom
napęczniały od wody. Niezbyt celnie rzuca w moją stronę. Wszystkie
alternatywne sytuacje przyjmuję jako znak... Teraz
mogę iść dalej- więc wzdłuż krawężnika idę, w stronę osiedla mało
nasłonecznionego... Przypomina mi się nauczycielka francuskiego
z dwójką dzieci na karku i po stracie męża. Ona też dała się nabrać
na moją uczciwość i dobre zamiary, a mojej wtedy dorocie powiedziała
„dobry wybór mała”. Nie za bardzo zrozumiałem o co chodzi,
bo o seks wtedy nie chodziło-. Przeważały nieśmiałe rozmowy o tym
co w nas.

2.
Za rogiem tej samej ulicy – już nie słońce, nie cień nawet- coś
jakby wisi... Powietrze jest marne: wysokie stężenie tlenku azotu i
zwęglonych kotletów sąsiadki z trzeciego. Jestem już
jakby u siebie, choć wiem, że nigdy nie będę... Zaparzam
kolejną herbatę, ścieram ze stołu rozlane mleko... W radiu
jakaś amerykanka pyta czy pójdę się z nią pieprzyć—
ten utwór ma w sobie coś z jazzu-- ... nie, chyba nie,
muszę to mleko zetrzeć... za oknem łopiany,
zasypiam.


[Paweł Barański, Łopiany, w: tegoż, Jesień. Wiosna samobójców, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, Katowice 2000, s. 24] {Kontynuując wypiski z grafomańskich tomów poetyckich warto zaznaczyć rzecz dość oczywistą, choć istotną - otóż, granica między kiczem świadomym i kampem a prostolinijną grafomanią jest niezwykle płynna i trudno uchwytna, dlatego niech nie złoszczą się ci czytelnicy, którzy uznają moje wartościowanie za chybione i niewłaściwe. Wsadzając "Łopiany" do tego złośliwego leksykonu, mam jednocześnie świadomość z jak zabawnym i pociesznym wierszykiem mamy tutaj do czynienia i niech to będzie dla mnie rodzaj rozgrzeszenia - przyp. GW}

0 Response to "LXXVIII Paweł Barański - Łopiany (z cyklu "Leksykon grafomanów")"