Piotr Zaremba przysłał mi kiedyś SMS, że jest w "Dzień dobry TVN", a z nim czipendelsi i Wiesław Myśliwski.
Tak to działa.
Prowadziłeś uroczystość grabarzy?
Nie, ale kolega był na otwarciu spalarni śmieci. Wstęgę przecinał premier Buzek. Teraz modna jest resocjalizacja przez sztukę, stąd popularność występów w więzieniach. Na jeden z nich zaproszono pewnego aktora dramatycznego z monodramem. Po kilku minutach wstał jeden z więźniów i powiedział donośnym głosem: "Proszę mnie natychmiast zaprowadzić do celi".
Miałeś takie recenzje?
Takie nie, ale kiedyś podeszła do mnie pewna pani i powiedziała: "Boże, pan jest taki śmieszny jak pies".
Ale to była aprobata.
Innym razem firma farmaceutyczna wynajęła mnie i kilka innych osób na cykl występów dla kardiochirurgów. Przed jednym z nich, w Wiśle, organizatorka powiadomiła nas, że występ odwołano. Okazało się, że zadzwonił do niej jeden z lekarzy reprezentujący kolegów i spytał, kto będzie występował. Powiedziano mu, więc spytał jeszcze, ile wynoszą nasze honoraria. Tego się nie dowiedział, ale niezrażony zaproponował, by odwołać artystów i za wszystko kupić im wódki.
Kardiochirurg potrafi.
Przynajmniej ma w środowisku taką opinię. Prowadziłem też imprezę plenerową, której konkurencją było rozłożone obok wesołe miasteczko. I w czasie przerw przeszedłem się tam i zobaczyłem napis na kasie: "Podczas występu artystów karuzela gratis".
Takie napisy to dopiero twórczość! Na klatce schodowej u mojej teściowej wisiało: "Prosimy nie wpuszczać obcych. Bo kradną".
To po twojej wizycie? Ktoś podrzucił mi ogłoszenie z klatki schodowej: "Uprzejmie informujemy, że od dnia 1 lutego będą pobierane opłaty za psy w wysokości 24 złote oraz 12 złotych od emerytów i rencistów". Ciekawe, też czy na zamku w Książu wciąż wisi tablica "Stado ogierów Skarbu Państwa zaprasza"? W Brzezinach, na trasie Warszawa - Łódź jest restauracja reklamująca się tablicą: "Potrawy kuchni orientalnej. Jak u mamy".
To ktoś z twoich stron, ze wschodu.
Jasne, w Sanoku zawsze nosiliśmy sajgonki do szkoły. Z kolei w Bytowie w restauracji jest rewelacyjne menu. Po zupach, daniach głównych i deserach są jeszcze dodatki, a w nich dwie pozycje: zapałki i prezerwatywy.
Musieli ostro zabalować. Bar dworcowy w Tczewie kusił "bułką z grzybem".
To apetyczne. W Krakowie na Grodzkiej wisiało ogłoszenie: "Szukamy chłopaka na kebab".
Wróćmy do reklam.
Mój ulubiony napis w Zgierzu: "J. Słomczewska przyszłość wentylacji". Andrzej Poniedzielski zadumał się nad tym i skwitował: "Nie znam kobiety, ale być może…". Albo zakład pogrzebowy w Sławnie reklamujący się: "Promocja! Do każdego pogrzebu trąbka gratis". Pewnie mają zapisy na trzy lata do przodu. Jeden z hipermarketów miał inną promocję: "Mleko UHT 2%. Weź 10, zapłać za 12".
Kupiłeś?
Nie, poszedłem tam do pracy. Poszukiwali rzeźnika. "Oferujemy: atrakcyjne wynagrodzenie, system szkoleń, możliwość rozwoju zawodowego, ciekawą i odpowiedzialną pracę w miłej atmosferze".
A propos napisów. W toalecie kawiarni, w której siedzimy, można przeczytać: "Prosimy nie wrzucać ręczników do toalety. Prosimy wrzucać je do kosza. Jak na wczasach we Włoszech".
Serio?
Idź sprawdź.
Skoro już na taki poziom zszedłeś, to dostałem kiedyś metkę "Toilet paper professional". A przed jedną z toalet w Warszawie jest piękny napis: "Damska. Wejście przez męską". Niezłe są też pozostałości po napisach peerelowskich, jak w Bydgoszczy na fabryce kabli: "Kable zawsze z Partią". Z PRL-em kojarzy mi się piosenka żołnierska, której się nigdy nie uczyłem, ale pamiętam do dziś. "Kiedyś cięły chłopcy nasze: ciach pałaszem, ciach pałaszem, ale teraz to już nie to. Buch rakietą, buch rakietą!".
Czysta poezja.
Po jednym z występów w Kołobrzegu, gdzie o tym opowiadałem, podszedł do mnie starszy pan i powiedział, że on ma to samo, bo jego trzyma się wierszyk zapamiętany w podstawówce: "Trochę bokiem przeszliśmy w pochodzie, do sztandaru wzięto mnie jednego. Mamo, Stalin uśmiechnął się do mnie, a Grześ się sprzecza, że do niego!".
Zmieńmy temat. Jesteś popularny?
Byłem nawet na okładce pewnego pisma - "Farmacja i ja". Zazdrosny Poniedzielski powiedział, że on się nie dziwi, bo wielu osobom w Polsce kojarzę się z bólem.
Ja marzyłem o pracy w "Przeglądzie Cukierniczym".
Też mógłbym tam być recenzentem. I chciałbym tam mieć okładkę. A mogę na koniec coś opowiedzieć o polityce?
Nie. Wystarczy, że występujesz w programie dla moherów a rebours w TVN 24.
To tylko jedna historyjka. W ostatnich wyborach prezydenckich lokalni działacze PiS rozlepiali na własną rękę hasła: "Innych jest wielu, Kaczyński jest jeden".
Muszę, po prostu muszę zadać sakramentalne pytanie: Jakie ma pan plany na przyszłość?
Po południu jadę na Ursynów.

[za: "Chałturzyłem z panienkami", z Arturem Andrusem rozmawia Robert Mazurek, "Dziennik"] {Sorry, że dopiero teraz daję wypiski z tej rozmowy i to jeszcze tyle tego, ale doszedłem do wniosku, że warto przynajmniej te - przyznaję, że obszerne - fragmenty zachować dla potomnych - przyp. GW}

0 Response to "LXXV Najdłuższy zacytowany fragment (a zarazem jego tytuł) w dziejach Op. cit., ale naprawdę warto przeczytać i umrzeć ze śmiechu"