{Za tę i za inne przesyłki nieodnotowane, a wykorzystane podziękowania tym razem zechce przyjąć Dziki - przyp. GW}
Zorganizowaną grupę maczającą palce już dawno rozpracowali sprzedawcy serwujący gorące posiłki na świątecznych straganach.
- Naliczyliśmy ich około 30. Mają od 20 do 60 lat. Chodzą zawsze grupami, działają razem. Są wśród nich zarówno kobiety, jak i mężczyźni. No i zawsze są na tzw. podwójnym gazie - mówi pani Jola, pracująca przy jednym ze stoisk z grillem.
Szajki w żaden sposób nie udaje się kupcom pozbyć. - Próbowaliśmy już wszystkiego. I prośby, i groźby. Gdy wzywaliśmy straż miejską, znikali, by za chwilę pojawić się znowu. Jednemu zaproponowałem, żeby pozamiatał dookoła stoiska, to w zamian dostanie coś w nagrodę. Wyśmiał mnie - rozkłada ręce pan Bronisław z sąsiedniego stoiska. Jak przyznaje, "wsadzacze palców" to... smakosze. - Nie zadowolą się zwykłą kiełbaską, musi być taka dobrze wysmażona. Chleba w ogóle nie chcą, parę razy proponowałem. Najchętniej jedliby same steki i karkówkę - kręci głową pan Bronisław.
Szajka maczająca palce żeruje głównie na turystach. Świadkiem jednej z ich zorganizowanych akcji był pan Wojciech: - Stałem w kolejce po kiełbaskę. Kolejka była długa, więc z nudów rozglądałem się dookoła. Moją uwagę zwrócił mężczyzna, który podejrzanie długo chodził wokół ławek. Przy jednej siedziała para ludzi rozmawiających ze sobą po niemiecku. Nagle patrzę, a ten człowiek podchodzi do nich i ciach, wsadza palec prosto w bigos. Zamurowało mnie...
Członkowie szajki dzielą się na podgrupy. W jednej są głównie nastoletnie dziewczyny, w drugiej - przede wszystkim bezdomni. Ci ostatni upodobali sobie grzańce. Te jednak trudniej zdobyć, bo jak tu wsadzić palec do kubka, z którego ktoś pije? Numer z palcem o wiele łatwiej zrealizować przy posiłku, bo ten, żeby skonsumować, trzeba postawić na stole, a to już o wiele łatwiejszy cel. W grupie czasem dochodzi do konfliktów.
- Raz z powodu łakomego kąska doszło do rękoczynów. Dwie dziewczyny pobiły się o kawałek karkówki. No i niech pani powie, jak nasi klienci mają spokojnie zjeść posiłek w takich warunkach - żali się pani Jola.
Jak ustaliliśmy, numer "z maczaniem palca" to ostateczność wyspecjalizowanej szajki. Zanim go zastosują, próbują inaczej. Najpierw żeby zdobyć upragniony przysmak, biorą konsumenta na litość. O pieniądze na jedzenie zaczepiają zarówno sprzedawców, jak i kupujących. Gdy to nie skutkuje, rozsiadają się dużą grupą przy stołach, zajmując miejsce i odstraszając klientów.
- Nie możemy ich za darmo codziennie karmić, bo puszczą nas z torbami. Ale gdy odmawiamy, sięgają po sposób ostateczny, czyli wsadzanie paluchów do serwowanych dań. To prawie zawsze skutkuje. No bo kto by chciał taką obmacaną kiełbasę zjeść? - lamentują sprzedawcy.


[za: Gazeta Wyborcza Kraków]
Wszystkie kobiety mają podobne wyobrażenia swojego związku i idealnego faceta. Często jednak te oczekiwania nie zostają przez panów spełnione. Czasem kobiety się z tym godzą, ale bywa też tak, że mają dość naszego zachowania i po prostu odchodzą - ostrzega "Super Express".
Jeżeli facet nie spełnia większości kobiecych oczekiwań, to do rozstania droga niedaleka. Jak się przed tym uchronić? Przede wszystkim wiedzieć, czego kobiety od Was, Panowie, oczekują. "Super Express" podpowiada, co może stać się Waszym kluczem do sukcesu:
1. Spełnianie danych obietnic. Jeżeli mówisz o czymś, co chciałbyś zrobić z nią w przyszłości, lub coś zaoferujesz i się zdeklarujesz, nie zapominaj o tym. Kobiety lubią wiarygodnych mężczyzn!
2. Wspólne rozmowy. Jeżeli chcesz pogadać o swoich kłopotach, zrób to z dziewczyną, a nie z kumplami. One lubią widzieć, że im ufamy. Dla nich to sygnał, że związek i wspólne relacje świetnie się układają.
3. Bezpieczeństwo i czułość. Każda kobieta uwielbia być przytulana i całowana bez powodu. Czuje się wtedy bezpieczna i nie zastanawia się, czy aby już jej nie kochasz. Wystarczy, że każdego dnia, bez żadnej przyczyny po prostu ją obejmiesz lub pocałujesz przed wyjściem do pracy. Mały gest, a zmienia bardzo wiele.
4.Bezinteresownosć. Wyjdźcie gdzieś razem, zjedzcie kolację przy świecach. Częściej pokazuj jej swoje uczucia!


[cytat za: wiadomosci.o2.pl]
Myślę, że spokojnie można by tę książkę wydać w literackiej serii „Ha!artu” czy „Krytyki Politycznej”. Mniejsza, że znajdziemy tutaj kilka przynajmniej elementów literatury wyczekiwanej przez redaktorów wyżej wymienionych pism (np. emancypacja gejów, nabijanie się z „radyjka ojca dobrodzieja”). Ważniejsze, że zaangażowanie to niczym właściwie – może prócz powtykanych tu i ówdzie neologizmów i językowych zabaw przypominających nam o poetyckich, niezbyt zresztą zajmujących, początkach Kuczoka – od świetnie napisanego, literackiego reportażu się nie różni.


[Fragment mojej dyskusji z Mikołajem Golubiewskim na temat "Senności" Wojciecha Kuczoka; całość do przeczytania: tutaj]

Kanon jest dziś, w moim przekonaniu, wyłącznie martwym obiektem wzdychań inteligentów, dlatego uważam, że nie istnieją książki, które powinni przeczytać wszyscy. Wszyscy to czytają Janusza L. Wiśniewskiego czy Katarzynę Grocholę. Widocznie to oni są dla wszystkich.

Literatura była dla mnie zawsze czymś niszowym, elitarnym, i to jest drugi powód, dla którego nie uważam, że cały naród powinien znać jedno i to samo. Poza oczywiście piosenkami z Opola. Bo to właśnie imprezy muzyczne i wielkie spędy piłkarskie konsolidują kulturowo naród. Oczywiście cenię dokonania polskiej prozy, poezji, dramatu, ale jestem pewien, że więcej osób zna tegoroczny radiowy przebój lata niż "Bogurodzicę" czy hymn narodowy. Uważam za niesmaczne oświadczenia w stylu: wszyscy Polacy wraz z Polkami mają znać "Bogurodzicę", "Treny" Kochanowskiego czy cokolwiek innego.

[Michał Witkowski, Kanon to obiekt westchnień inteligentów, dziennik.pl]

Agent o twarzy wyposzczonego Andrzeja Gołoty - oczka knura, nieskazitelna muskulatura, niezdradzające przebłysków inteligencji spojrzenie. Bond, który zaprzeczając wszystkim bondowskim dogmatom stał się żałosnym widowiskiem z dominantą scen pościgów, daleko przekraczających możliwości percepcji. Doskonałą, czasem celowo wyolbrzmioną groteskę konstytuującą filmy z Connerym i Moorem zastąpił ton nieznośnego patosu. [...]

Smutek i nostalgia. Zwłaszcza, że przed rokiem czytaliśmy kontrolowane przecieki prasowe, o tym, że z czasem Bond może zacząć gustować w mężczyznach, a odtwórca głównej roli, Daniel Craig, w wywiadach po premierze ostatniego odcinka sugerował, że po prezydencie elekcie, Baracku Obamie, przyszedł już czas na czarnoskórego agenta 007.

Najlepszy polski tłumacz Bondów, Tomasz Beksiński, rozdzierał szaty nad tym faktem prawie 10 lat temu, upatrując w nim czytelnego symptomu upadku cywilizacji. Wydaje się, że miał rację, bo kolejna część przygód agenta Jej Królewskiej Mości otrzymuje świetne recenzje. Pewnie dla zmylenia przeciwnika… przed wprowadzeniem na rynek Bonda pederasty i Bonda Murzyna, którzy ostatecznie zdekonstruują mit szowinistycznego, acz uroczego, agenta.

[Marek Horodniczy, Czarny Bond z fryzurą blond, 44.org.pl]

Istnieje 116 wersji Biblii, ale nie ma tej dla gejów i lesbijek - chęć jej spisania zgłosił właśnie reżyser i właściciel studia filmowego Revision Studios. Jego firma najpierw opublikuje homoseksualną wersję Pisma Świętego, a później zrobi na jej podstawie miniserial.

"Wtedy to Pan sprawił, że Aida pogrążyła się w głębokim śnie i gdy spała, wyjął jedno z jej żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z kobiety, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do kobiety, Aida powiedziała: Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z kobiety została wzięta".

Tak właśnie w "Biblii Księżny Diany" stworzenie człowieka opisuje Max Mitchell, reżyser filmu "Horror na wietrze" - o pladze zmieniającej orientację seksualną ludzi. To właśnie w tym filmie po raz pierwszy pojawia się "Biblia Księżny Diany" - jako alternatywa dla niegdyś zdominowanej przez chrześcijan Ziemi. W horrorze nowa księga zostaje narzucona przez homoseksualną większość rządzącą światem. Inne części alternatywnej księgi Genesis można znaleźć tutaj.

Twórcę podobnej przeróbki Biblii w Polsce czekałby pewnie proces za obrazę uczuć religijnych. Autor tych słów może jednak spać spokojnie, bo nie mieszka w RP - tylko na "zgniłym Zachodzie".

"Biblia Księżny Diany" to na razie twór bardziej wirtualny niż realny. Gejowska księga początku ma dopiero powstać. Na razie największe oburzenie konserwatystów budzi nawet nie tematyka czy jej potraktowanie, ale tytuł, jaki Max Mitchell chce nadać swojej Biblii. To... "Gejowski Stary Testament i Gejowski Nowy Testament". Książka wyjdzie w 2009 roku.

[za: dziennik.pl]


{Oto fotografia rzekomej Matki Boskiej objawionej na ścianie w tunelu łączącym Galerię Krakowską z Dworcem Regionalnym. Fot. Lu - przyp. GW}
Jestem użytkownikiem tego obiektywu od dwóch tygodni. Od tego czasu zdążyłem uszkodzić cztery autobusy miejskie, wykoleić dwa tramwaje (po co podjeżdżały tak blisko), zarysować czternaście samochodów. Potrąconych rowerzystów i przechodniów nie licze. Niestety nie zdążyłem się jeszcze ubezpieczyć, ale ponieważ kupiłem go w promocji na allegro oszczędziłem 45tys zł i będę miał z czego wypłacić tym ludziom odszkodowanie.
Mimo tej drobnej wady obiektyw sprawuje się bardzo przyzwoicie. Nie winietuje, ostrzy jak trzeba, żadne mydło jak piszecie, normalnie żyleta. Wczoraj z centrum Gdańska fotografowałem zwierzęta w puszczy Kampinowskiej. Dzisiaj z sąsiedniej dzielnicy strzelałem do kumpla w Alpach Szwajcarskich bo wysłał mi maila, że właśnie sie wybiera i tez wyszedł pięknie ostry, na fotkach widać nawet jak mocno ma zużyte klocki hamulcowe w swoich tarczówkach i że brakuje mu troche płynu w układzie hydraulicznym. Zaraz wyśle mu fotki żeby to sprawdził. Nie wiem czy nie zauważył też, że ma wewnętrzne pęknięcie w sztycy pod siodłem. Lepiej go ostrzegę. Tak więc do samej pracy obiektywu nie mam żadnych zastrzeżeń.
Poza drobnymi niedogodnościami, do pracy z obiektywem również nic bym nie miał. W czterech chłopa dajemy rade swobodnie nim manewrować. Co prawda trochę zachodzi na zakrętach, ale z tego co wiem z autobusami przegubowymi dzieje się dokładnie to samo, czyli wszystko jest w normie.
Aha, w zestawie Canon powinien dorzucać krótkofalówki do porozumiewania się operatorów tego obiektywu i osoby stojącej za aparatem. Brak możliwości komunikacji werbalnej trochę komplikuje sprawne fotografowanie a w szczególności szybkie kadrowanie. Trzeba pisać scenariusze zanim wyruszy się na polowanie.
Idealny obiektyw dla paparazzich, którzy niekoniecznie chcą się wyróżniać w tłumie między zwykłymi foto-amatorami, a to wszystko dzięki nie wzbudzającej żadnych podejrzeń konstrukcji oraz standardowemu kolorowi towarzyszącemu klasycznej fotografii od wieków.
Wykonanie obiektywu też nie powinno budzić żadnych zastrzeżen. Jak pisałem wyżej, ... miałem małe przejścia podczas biegania z tym obiektywem po mieście, ale pomimo kilku otarć na samej obudowie nie pojawiła się ani jedna rysa. Mało odporne jest tylko szkło. Kiedy mój sprzęt upadł na ziemię, ułamki rozbitych kafli chodnikowych trochę zarysowały zewnętrzną powłokę szkła. Na szczęscie Canon był przygotowany na taką ewentualność i wyposażył ten wspaniały obiektyw w szkło wielopowłokowe, tak więc nie szczególnie się tym martwię, jak się zetrze do końca ta powłoka, to następną będę miał zupełnie nową.
Inną zaletą tego wspaniałego obiektywu jest to, że można go używać nie tylko w fotografii. Z zawodu jestem zegarmistrzem. Używam go zatem również w swojej profesji jako świetne szkło powiększające (oraz z racji, że trochę kuleję jako kuli rehabilitacyjnej - ale tylko po założeniu dekielków - inaczej bałbym się że go zniszczę). Moje klientki często mylą go z rurą do tańczenia, ale to akurat mi nie przeszkadza.


[Recenzja Canon EF 1200mm f/5.6L USM za: ceneo.pl] {Za link podziękowania zechce tym razem przyjąć Jakub Szestowicki. Za te i za wszystkie inne linki zapomniane - przyp. GW}
Proszę położyć się na sofie głową na dół i rozstawić szeroko pośladki - powiedział stary notariusz do Lucylli, po czym umieścił się nad nią, rozciągnął jej nogi, by otworzyć jej damskie wnętrze najszerzej jak to możliwe, by mogło służyć jako nocne naczynie, po czym złożył wydzielinę ze swoich kiszek w postaci pokaźnego kawałka kału w jej najsłodszym miejscu, służącym zazwyczaj jako świątynia miłości. Obrócił się i wepchnął palcem to, co zrobił, najgłębiej jak się dało w jej kobiecość. Przymierzył się znowu i złożył następną porcję i jeszcze jedną, i jeszcze kolejną, za każdym razem powtarzając ceremoniał upychania. Ostatni wcisnął z taką siłą, że mała nieszczęśnica zajęczała boleśnie, co spowodowało szczytowe szczęście naszego libertyna. Napełnianie jej organu ekskrementem, wtłaczanie ile się tylko dało, stanowiło największą rozkosz dla tego ohydnego starca, pozwalającą mu wycisnąć z siebie samego parę zwiędłych kropli jego niegdyś męskiego płynu.


[Fragment z prozy markiza de Sade'a za: Kałużyński & Raczek, Perły kina, Tom IV - Miłość i seks, Instytut Wydawniczy Latarnik, Michałów - Grabina 2006, s. 204-205]
Wykształcenie architektoniczne autora daje znać o sobie na każdej praktycznie stronie – momentami można nawet odnieść wrażenie, że Klinau, jakby obawiając się zarzutów o przesadny autobiografizm i popadanie w dygresje, bierze do ręki szczegółową mapę Mińska i ulica po ulicy, pomnik po pomniku, podwórze po podwórze, przeczesuje swoje rodzinne strony. Paradoksalnie, ale wydaje mi się, że najlepszymi fragmentami książki są nie te przewodnikowe („Za placem Kolosa znów wkraczamy na terytorium Mądrości. Po lewej rozciąga się imponujący zespół Pałacu Politechniki [...] Nieco dalej, po prawej, natkniecie się na monumentalną kolumnadę, półkolem wychodzącą na Prospekt. To Pałac Nauki, a za nim kwartał Akademii. Naprzeciwko, po drugiej” i tak dalej, i tak dalej), ale właśnie te, w których autor pisze o swoim dzieciństwie i dojrzewaniu w Mieście Słońca, o białoruskiej szkole, o ojcu, paradach wojskowych, wyprawach po czaszki czy miejskich prostytutkach.


[Całość, pod tytułem "Betonowe Miasto Słońca", do przeczytania na stronach WP.pl]
Wyjścia są dwa: albo w tę historię zanurzymy się w całości i porwie nas nurt tej hipnotyzującej i poetyckiej powieści, albo też odrzucimy ją po kilku, kilkunastu stronach uznając za pretensjonalną, pseudopoetycką, efekciarską i na poły grafomańską (dziesiątki zdań poświęconych przemijaniu i śmierci; rozważania na temat czasu, smutku, żałoby, niespełnienia, miłości, niepewności, bólu i cierpienia, a więc poświęcone głównym tematom powieści; opisy nieba, słońca czy ciszy – te wszystkie elementy równie dobrze uznane mogą być za arcydzielne jak i za żenujące). Zdaję sobie sprawę, że od arcydzieła do grafomańskich wypocin droga naprawdę daleka i karygodnym uczynkiem jest w recenzji ustawiać jakąkolwiek książkę między dwoma przeciwstawnymi biegunami, ale nie śmiem osądzić jednoznacznie "Pustego spojrzenia" i zamknąć go w jednej z szufladek.


[Całość, pod tytułem "Problem z Peixoto" na stronach WP.pl]

Brytyjskim lekarzom udało się zakończyć odwieczny spór mężczyzn i kobiet toczący się wokół... muszli klozetowej. Jak wynika z badań, pozostawiając klapę od toalety podniesioną, możemy uchronić małych chłopców przed przykrymi wypadkami. I co wy na to, drogie panie?

Niebezpieczną naturę opuszczonego wieka toalety ujawnili lekarze ze Szpitala Leighton w Crewe. Jak wynika z ich badań, mali chłopcy zmagający się z podniesieniem opuszczonej klapy mogą doznać poważnych kontuzji, gdy ta niespodziewanie opadnie i przygniecie wrażliwe części męskiego ciała.

W pracy opublikowanej w grudniowym numerze pisma "BJU International" lekarze z Anglii opisali cztery tego rodzaju przypadki. Poszkodowanymi byli chłopcy w wieku od 2 do 4 lat. Toaletowe wypadki były na tyle poważne, że malcy musieli spędzić noc w klinice.

Doktor Joe Philip zwraca uwagę, że wypadki te stają się coraz częstsze, ze względu na modę na drewniane albo ozdobne deski wykonane z pleksi lub innych ciężkich tworzyw sztucznych.

"Zbliżają się święta i wiele rodzin będzie odwiedzać wraz ze swymi pociechami domy krewnych i przyjaciół, a przy takich okazjach małe dzieci lubią pokazać, jak bardzo są dorosłe i jak dobrze radzą sobie samodzielnie w toalecie" - mówi doktor Philip portalowi LiveScience. "Dlatego jest niezwykle ważne, by rodzice wpierw skontrolowali nową łazienkę i pomagali swym dzieciom, gdy to konieczne" - dodaje.

[za: "Dziennik"]

Wyreżyserowana sesja zdjęciowa w prestiżowym magazynie jest uznawana za wyzwanie rzucone liderowi. Kiedyś sowietolodzy odgadywali awanse w hierarchii wpływów aparatczyków sowieckiej KPZR, obserwując, kto jakie miejsce zajmuje na trybunie na moskiewskim placu Czerwonym w czasie pierwszomajowej parady. Dziś partyjni gracze wertują luksusowe magazyny.


[Piotr Semka, Partyjni gracze wertują "Vivę", "Rzeczpospolita" z 25 listopada 2008]

Halo. Końca dobiega rok 2008 i optyka polegająca na zerojedynkowym systemie "dobry schemat-zły schemat" dawno umarła. Nie ma żadnego Boga, który obwieścił autorytatywnym głosem, że brudny, gęsty, zgrzytliwy sound zrealizowany przez Maćka Cieślaka (który to sound, skądinąd, uwielbiam) jest OKEJ, zaś audiofilska, impresjonistyczna mgiełka dźwiękowa przygotowana na Divertimento przez Marcina Gajko jest BE. Wszystko zależy od świadomości i funkcji – po co to zrobiliśmy, jakimi środkami i czy zrobiliśmy to dobrze. Na szczęście dożyliśmy czasów, w których mogę sobie "z czystym sumieniem" słuchać na przemian dokonań takich twórców jak Olivier Messiaen, Cassetteboy, Pavement, Jamiroquai, Oval, Tim Berne, Jon Hassell i Girls Aloud, bo wszyscy oni należą do moich ulubieńców. I czerpać z tego nie tylko radość, ale i wiedzę, dostrzegając zupełnie nowe zależności między nimi.

Zaś grafomanem jest ten, kto NIE WIE co dokładnie robi, a wydaje mu się że coś wielkiego. Na przykład pisarz, który nie zna się na literaturze, a sądzi że spłodził wybitną powieść. Albo recenzent, który zatrzymał się w rozwoju popkultury kilkanaście lat temu i nadal stosuje miarę rodem z "heroicznej" ery walki awangardy z disco, a pisze tonem surowego znawcy "trzymającego rękę na pulsie". Sam fakt przemielenia tysięcy płyt nie oznacza jeszcze, że rozumiemy ich rolę w kulturze i zgłębiliśmy proces przemieszania gatunków odbywający się na naszych oczach. I dopóki ktoś będzie uznawał "redukcję" albo "uproszczenie" za synonim "wtórności" bądź pogardzanej "kultury instant", dopóty niewiele z tych procesów zrozumie. Kultura mówi różnymi językami i warto znać co najmniej kilka z nich. Ich bogactwo to skarb. Pozostając z wyrazami szacunku i sympatii – polecam to do przemyślenia i serdecznie pozdrawiam.

[Borys Dejnarowicz, O panu R.K. słów kilka na zupełnym pełnym luzie, polskieradio.pl]

A później zakwitł nowy socrealizm. Lewicująca młodzież wygrała casting w mediach i zasłynęła powieściami o przemocy w rodzinie, clubbingu, gejach, hipermarketach itd. Większość pisarzy z krwi i kości pochowała się w domach w obawie o własne życie. Tylko Świetlicki razem ze swoim zespołem pozostał na scenie jak stary żubr na wybiegu. Oczywiście natychmiast obsiadł go rój zaangażowanych poetów i redaktorów. Podsuwali mu swoje manifesty, tomiki z dołączoną prezerwatywą, programy spektakli Teatru Rozmaitości i cały ten nawóz, którym żywią się muchy. Ale on wolał tradycyjne siano jak na żubra przystało.

Czy Świetlicki „skręcił na pozycje konserwatywne”? Jego ostatnie autokomentarze świadczą raczej o tym, że po prostu ma charakter. Starzeje się, więc nabiera dystansu do siebie i uczy się lubić ludzi, nawet – o zgrozo! – tych, którzy głosowali na Prawo i Sprawiedliwość. Jego życie wciąż jest jednak tą samą co dawniej historią czułego barbarzyńcy, wrażliwca, który tęskni za osobistym radykalizmem. – Żadna idea lewicowa czy prawicowa nie urzekła mnie do tego stopnia, aby się w nią rzucić. Wszystkie tego rodzaju poglądy wydają się przeraźliwe – podkreśla.

Taka diagnoza mogłaby uśpić czujność mniej doświadczonego ideologa. Ale nie Mareckiego. On wie, że właśnie indywidualiści są najgorsi. W pozornie niezaangażowanych strofach przemycają zwykle pochwałę monopoli, obskurantyzmu narodowego i tępej religijności. Dlatego należy ich zwalczać. Ku chwale absurdu, towarzyszu Marecki!

[Wojciech Wencel, Świetlicki trup?, "Rzeczpospolita" z 13 grudnia 2008]

Marecki wszedł na imprezę dawnego idola. Zobaczył neoliberała i katolika. Nie wytrzymał i puścił pawia. Ciekawe, jak wygląda mieszkanie Mareckiego po obejrzeniu wiadomości, gdzie neoliberałów i katolików nie brakuje? Polecam też jako ćwiczenie duchowe, wyobrażenie sobie spotkania Mareckiego i Klaty (katol!), do czego mogło dojść w REDakcji.
Jednak bardziej niż słaby żołądek martwi mnie słaba głowa Mareckiego. Przed napisaniem następnego zdania, żeby się uspokoić policzę do 10. 11,12,13 to książki o starzeniu się. O nieprzystawaniu, o spoglądaniu na świat z ukosa. Postawa bierna i tyle. Mistrz to i owo przegapił i to jest smutne.
Tego i owego nie rozumie i nie akceptuje. Ale, panie redaktorze, gdzie tu do licha konserwatyzm?
Świetlicki nie jest kulturowo lewicowy w rozumieniu Jaśnie Oświeconej Krytyki (którą szczerze lubię, dlatego się tu wypowiadam). Jest dinozaurem awangardy i tyle. Zresztą z próby czasu wyszedł na pewno lepiej niż D. Cohn-Bendit.
Najbardziej żenujące jest to, że KP zamiast zajmować się na poważnie problemami społecznymi i kulturą, koncentruje się na podsrywaniu.
Przeczytałem to, co napisałem i rzygnąłem, moja dziewczyna dostała miesiączki, a potem razem się zesraliśmy.


[ale_akcja w komentarzu pt. "Fizjologia" pod tekstem Piotra Mareckiego, krytykapolityczna.pl]
Och, zły Świetlicki, bo pisze kryminaliki zamiast wydawać pseudozbuntowane książki zakolegowanych łebków o gejach i aborcjach, jak to czyni wielki buntownik Marecki. Aha, no i zmieszczaniał ten Świetlicki strasznie - nie to, co lewicowi radykałowie tyrający na wierszówkę w neoliberalnej „Gazecie Wyborczej” i żebrzący o granty od prawicowego ministerstwa.
A swoją drogą idę o zakład, że gdyby ten sam Świetlicki pisał to, co pisze, ale rzucił kilka ciepłych słów o gejach, pisemku Mareckiego i grafomańskich produkcjach jego kumpli, wówczas to samo środowisko ogłaszałoby go bez końca najlepszym polskim żyjącym poetą.


[Tolek Banan w komentarzu pod tekstem Piotra Mareckiego, krytykapolityczna.pl]
Jakiś czas temu byłem na iluś leciu jego zespołu Świetliki, postałem chwilę w Alchemii, popatrzyłem jak zaproszony przez niego jeden z poetów katolickich na kartkach blokowych pokazywał nielicznym zgromadzonym swój wiersz, w którym używając słownika metafizyki, informował o czymś tam. Pomyślałem o Świetlickim, jak bardzo trzeba upaść, żeby to firmować. Zrzygałem się i wyszedłem. Nie inne odruchy miałem także wczoraj, kiedy kończyłem czytać Jedenaście – według zapowiedzi ostatni z jego kryminałów.


[Piotr Marecki, "O drobnomieszczańskim Świetlickim", krytykapolityczna.pl]
Zaczęłam pisać teksty w mrocznym czasie IV RP. Miałam wrażenie, że zakazano w Polsce radości, więc to była reakcja obronna.


[Maria Peszek w programie Kuby Wojewódzkiego; za: porcys.com] {Nigdy dosyć promowania dobrych serwisów muzycznych, dlatego źródło stąd tym razem - przyp. GW}
Jakiejż jasności po tak ciemnej postaci oczekujecie? Albo macie go faktycznie za Boga wszechmogącego, którego obelgi wasze i bluźnierstwa się nie imają, i który w nieskończonej swej wyrozumiałości wszystko wam wybaczy, albo własne nań ataki macie za nic; albo jesteście nielogiczni, bo po pierwszym szwarccharakterze Rzeczpospolitej dobra się spodziewacie; albo nienawiść zamąciła wam władze sądzenia i niczego nie rozumiecie. Zasypiać się i budzić z nienawistnym widmem naczelnego "Wyborczej, to owszem, jest tragedia, bywają jednak większe. Dlaczego każdy może oszczercę podać do sądu, a Michnik nie powinien? Zbyt wpływowy jest? Zbyt możny? Zbyt rozumnym jest nadczłowiekiem? Przeciwnie: jest tak głupi, że bierze za oszczerstwo zwykły chwyt publicystyczny? I zamiast polemizować, maszeruje do sądu? Od kogo się domagacie tedy polemiki? Z durniem i nikczemnikiem pragniecie - z całej duszy - wymieniać poglądy? Wielkodusznie dajecie mu ostatnią szansę: tyle zła wyrzadził, że pora się opamiętać i przynajmniej biednemu Zybertowiczowi odpuścić? I czemu na dodatek - kneblując wolność słowa - wygrywa proces za procesem? O doraźne naciski mniejsza! Ale duch swobody jest gnębiony! Wszak tego rodzaju precedensy mogą mieć dalekosiężne skutki - dziennikarze w obawie przed drakońskimi albo tylko upokarzającymi wyrokami miarkować się będa i cenzurować? Aż tak rachityczna w każdym paśmie jest ta formacja? Boi się sądu, a jadowitej kalumnii tak napisać, żeby ewentualny proces wygrać, nie umie? Doprawdy świat jest pełen zagadek.


[Jerzy Pilch, Mroczny podkład muzyczny, "Kultura", dodatek "Dziennika" z 12 grudnia 2008, s.3]
To jednak metodą sądowych procesów Adam Michnik usiłuje zamknąć usta swoim krytykom. Zdaje sobie sprawę, że w obecnym stanie rzeczy taka praktyka nie może się obrócić przeciw niemu. Wierzy, że tak będzie zawsze.
Znamienne, że zawsze liczyć może na stronników, którzy wiedzą, że w pierwszym rzędzie muszą go bronić. Jeśli mają do wyboru prawdę lub Michnika, zawsze wybiorą Michnika. Oto Wojciech Sadurski, liberał, który za wolność słowa dałby się posiekać, popiera zamykanie ust krytykom redaktora "Wyborczej". W konfrontacji między ideą a środowiskiem zawsze wybierze środowisko.


[Bronisław Wildstein, Dziennikarze przeciw wolności słowa, "Rzeczpospolita", 24 listopada 2008]
No, świetna, znakomita, tylko jakaś taka, wiecie, chujowa..


[Władysław Machejek, pisarz i redaktor naczelny krakowskiego "Życia Literackiego", odpowiadając na pytanie reżysera teatralnego o to, jak mu się podoba sztuka po premierze jakiegoś sowieckiego produkcyjniaka w Teatrze im. Słowackiego; za: Maciej Rybiński, Polityk prymitywista, "Rzeczpospolita"]
Studenci wydziałów nauk ścisłych w większości nie uprawiali jeszcze seksu. Studentki wydziałów artystycznych uprawiają go najczęściej ze wszystkich członków uniwersyteckiej braci. Australijscy naukowcy zbadali młodzież na Uniwersytecie w Sydney pod kątem doświadczeń seksualnych i wiedzy o chorobach wenerycznych.
Grupę badawczą stanowiło około 200 dziewczyn i chłopców w wieku 16-25 lat. Wyniki badań ukazały studentki wydziałów artystycznych jako "seksualnie aktywne i kompletnie pozbawione wiedzy o chorobach przenoszonych drogą płciową".
Panowie wykazywali mniejsze zainteresowanie seksem niż ich koleżanki. "Szczególnie wyróżniało się przy tym grono studentów przedmiotów ścisłych" - można przeczytać w raporcie opublikowanym przez naukowy periodyk
Poproszony o komentarz do wyników badań, psychoterapeuta Stephen Carroll stwierdził, że na ich wynik wpłynęło pochodzenie studentów. "Przedmioty ścisłe studiują w Australii głównie studenci z wymiany międzynarodowej, przyjeżdżający z innych środowisk i kultur" - tłumaczył.
"Plus, proszę pomyśleć na tym, kto najczęściej chodzi na imprezy. Raczej nie kujony w okularach z linijkami w kieszeniach. Ci wolą zostać w szkolnym laboratorium, czy bibliotece i prowadzić eksperymenty" - dodaje Carroll.
Co ciekawe, udział w dość intymnym badaniu pokazał wstydliwą naturę młodych chłopaków. Prowadząca badania pani dr. Melissa Kang z przyuniwersyteckiego szpitala Westmead chciała mieć mniej więcej równe co do płci grupy badawcze. Na udział w nich częściej godziły się dziewczyny (78 procent) niż chłopcy (22 procent).


[za: "Dziennik"] {"Studiujesz fizykę? Jesteś prawiczkiem" - pod tak oryginalnym tytułem tekst ukazał się na internetowej stronie "Dziennika" - przyp. GW}
Kiedy Stanisław Smoter (65 l.), nauczyciel stolarstwa ze szkoły zawodowej w Chojnie, objaśniał uczniom pierwszej klasy budowę sklejki, poczuł duszność i nagłe uderzenie gorąca. Oszalałe serce zaczęło walić jak młot kowalski, a sylwetki i twarze uczniów rozmazały się w kolorową plamę. Przerażeni pierwszoklasiści wszczęli alarm i wezwali pogotowie.
Dwaj młodzieńcy z sąsiedniej grupy z drwiącymi uśmieszkami obserwowali, jak pan Stanisław słania się na nogach. To Alan W. (17 l.) i Mirosław K. (18 l.) wsypali swojemu nauczycielowi do kawy olbrzymią dawkę środków psychotropowych.
To miały być zwyczajne zajęcia praktyczne w stolarni szkoły zawodowej w Chojnie (woj. zachodniopomorskie). Przed lekcją pan Stanisław rozkoszował się poranną kawą. Nie przypuszczał, że z każdym łykiem aromatycznego napoju pije truciznę. Działała powoli. Podczas następnej lekcji poczuł się tak, jakby świat się walił. Potworne uderzenie gorąca, język stał się jak z ołowiu. Nauczyciel poczuł, jakby jego ciało ściskał olbrzymi boa dusiciel. Serce waliło jak oszalałe, a głowę rozsadzał potężny ból.
„Matko Boska, to wylew” – pomyślał pan Stanisław. Był pewien, że to kres jego dni.
Na szczęście pogotowie szybko go zabrało do lekarza. Przeżył.
Dopiero po kilku dniach jeden z pedagogów przypadkiem usłyszał rozmowę uczniów, którzy się chwalili, że dosypali nauczycielowi leków psychotropowych do kawy. Dyrektor szkoły wezwała policję.
Śledczy zatrzymali w szkole Alana W. (17 l.). W jego rzeczach znaleźli marihuanę. Alan wydał swego wspólnika – Mirka K. (18 l.).
Obaj winowajcy na pytania reporterów Faktu zareagowali uśmieszkami. – To był tylko głupi kawał – wydukał Alan. – Zrobiłem coś takiego pierwszy raz – dodał Mirosław K. (18 l.). Za narażenie nauczyciela na utratę życia grożą im trzy lata więzienia.
Ofiara uczniowskiego wygłupu nie ma wątpliwości. Truciciele powinni zakończyć edukację. – Muszą zostać wyrzuceni ze szkoły. Zapowiedziałem pani dyrektor, że albo ja, albo oni – mówi Stanisław Smoter. – Tylko Bogu dziękuję, że to nie skończyło się dla mnie tragicznie. Przeżyłem tylko dzięki temu, że mam silne, zdrowe serce.


[Kamil Pawełoszek, "Uczniowie naćpali nauczyciela"; za: e-Fakt]
Był czarującym mężczyzną, kimś kto miał dla mnie jedynie miłe słowa, do tego świetnym szefem.


[Rosa Mitterer, 91-letnia dzisiaj służąca Adolfa Hitlera w wywiadzie dla "Daily Mail; za: "Dziennik"]
Nawet 13-letnie dziewczynki w zderzeniu z gestapo wytrzymywały potworne tortury, więc nie ma tutaj w ogóle o czym mówić.


[Jarosław Kaczyński oskarżający w "Sygnałach Dnia" Stefana Niesiołowskiego o to, że w latach 70tych "sypał kolegów"; za: "Dziennik": 1, 2]
Moi Drodzy,
jakkolwiek by to brzmialo, potrzebuje mezczyzny z wiertarka - dodam - który w dodatku potrafi sie nia poslugiwac;)
Przyszla jesien, prawie zima, kupilam sobie wieszak do mojego nowego mieszkanka i niejak sie nie trzyma on na gwozdziu (nie mówiac o tasmie;) - zartuje...)
Po prostu trzeba go przytwierdzic do sciany, najlepiej "jakimis hakami, które na pewno Pani ma w domu" - jak powiedzial Pan sprzedawca. Otóz nie mam i nie mam tez pojecia co z tym fantem zrobic...
Czy znajde tu Pana chetnego do pomocy? Naprawde chodzi mi tylko o przykrecenie wieszaka. W zamian oferuje... nalesniki...? :)
Prosze o odp na priv, jesli laska... :)


[Ewa Woźnica, "Kobieta potrzebuje mężczyzny z wiertarką", wątek na forum Goldenline.pl. Zgłosił się podobno pan Tomasz Serwański, konsultant systemów Unix] {Podziękowania za podesłanie cytatu zechce przyjąć Plejeru. Podziękowania za regularną lekturę i podsyłanie materiałów z okazji setnego posta "tekstowego" zechcą przyjąć wszyscy pozostali czytelnicy Op.cit. - przyp. GW}