Prof. Aldona Kamela-Sowińska we wstępie do książki o społeczeństwie informacyjnym samodzielnie napisała tylko cztery zdania. Resztę skopiowała z internetu. To już drugi odkryty plagiat poznańskiej ekonomistki.
O swoim odkryciu poinformował "Gazetę" dr Marek Wroński, publicysta miesięcznika "Forum Akademickie", w którym od ośmiu lat prowadzi cykl "Z archiwum nieuczciwości naukowej". Demaskuje w nim plagiaty na polskich uczelniach. [...]
Dr Wroński przeanalizował wstęp prof. Kameli-Sowińskiej i ze zdumieniem stwierdził, że samodzielnie napisała tylko cztery zdania. To informacja, kim są autorzy referatów oraz podziękowania dla nich. Reszta to kompilacja pięciu tekstów ściągniętych z internetu. Prof. Kamela-Sowińska nie zmieniła w nich ani słowa. Wstęp zaczyna fragment pracy "Wykorzystanie internetu i programów do tworzenia stron WWW w pracy nad wizerunkiem", ściągniętej ze strony warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej. W kolejnych akapitach prof. Kamela-Sowińska wyjaśnia, czym jest społeczeństwo informacyjne. I żywcem przepisuje definicję z Wikipedii. Następny wątek - "jak rozwój społeczeństwa informacyjnego wpływa na gospodarkę?" Profesor znajduje odpowiedź na stronie warszawskiego Ośrodka Informacji ONZ. Kopiuje tekst. A potem przekleja jeszcze definicję kapitału ludzkiego z portalu... Ściąga.pl. To strona dla gimnazjalistów, licealistów i studentów, na której znaleźć można gotowe referaty i wypracowania.
Dr Wroński jest oburzony: - Każdy plagiat to poważne naruszenie dobrych obyczajów naukowych. Uważam, że dyskwalifikuje prof. Kamelę-Sowińską jako rektora szkoły wyższej.
Prof. Kamela-Sowińska przyznaje się do skopiowania tekstów z internetu: - Mleko się rozlało i nie chowam głowy w piasek. Apeluję tylko, by znać proporcje. Niektórzy kopiują pół habilitacji i jest to ewidentny plagiat naukowy. Ja skopiowałam kilka prostych informacji z Wikipedii i to też nazywa się plagiatem. Chciałabym, żeby mój przypadek przyczynił się do jasnego zarysowania granic plagiatu. Powinniśmy jako naukowcy ustalić, czym jest współczesny plagiat wobec powszechnego dostępu do megaźródeł informacji, jakie są granice wykorzystania internetu. [...] Kiedyś popełniłam felieton o Indonezji, z której wróciłam, i też nie podałam źródła, pisząc ile jest tam wysp. Naprawdę, nie myślałam, by cytować źródło tak proste jak Wikipedia czy Ściąga.pl. [...]
Przed miesiącem "Gazeta" napisała, że trzy lata temu ekonomistka splagiatowała tekst o uczciwości w książkę o etyce w biznesie. I tak jak teraz chodziło o wstęp do zbioru referatów z naukowej konferencji. Autor oryginału, prezes jednej z krakowskich fundacji, przed poznańskim sądem żąda 20 tys. zł i przeprosin w gazetach. W rozmowie z "Gazetą" Kamela-Sowińska tłumaczyła wtedy, że z internetu skopiowała niepodpisany tekst. Przyznała się jedynie do braku rzetelności, ale do plagiatu już nie. Proces rozpoczął się na początku marca. Kolejna rozprawa w maju.


[za: gazeta.pl]
Kapela: Słyszałem też, że w którymś momencie sam Lupa pokazał dupę Dorocie Sajewskiej [dramaturg Teatru Dramatycznego w Warszawie, zastępca dyrektora artystycznego – przyp. red.], w ten sposób historia poniekąd zatacza koło.

Nowka:
Nie wiedziałem, to ciekawe, super. Na tej dupie można zbudować bardzo wielopiętrową interpretację. Na przykład w teatrze poszukującym, w teatrze ostatnich dziesięciu, piętnastu lat jest wyłącznie nagość męska, właściwie nie rozbiera się kobiet. Większość aktów to mężczyźni, młodsi, starsi, pokazywani od każdej strony. Nagość męska jest dzisiaj środkiem wyrazu. Gest Szczepkowskiej jest też upomnieniem się tradycyjnego teatru o nagość kobiet. W latach siedemdziesiątych - ja tego nie pamiętam, bo byłem za mały, ale czytałem o tym - np. w Białym małżeństwie Tadeusza Różewicza aktorka się obnażała, pokazała cycki, i Warszawa huczała, specjalnie się do teatru chodziło, żeby zobaczyć cycki jakiejś tam aktorki. Zresztą, cycki kobiece  po raz pierwszy pojawiły się na scenie w dwudziestym czwartym roku, pokazała je Mira Kamińska, taka aktoreczka warszawska, to też była sensacja. Teraz to nikogo nie bulwersuje. Ale ta kobieca dupa wzbudziła sensację. Jakby chłopak pokazał dupę, to chyba nie byłoby dzisiaj takiego oburzenia.


[Maciej Nowak w rozmowie z Katarzyną Górną i Jasiem Kapelą, całość na stronie KP]
Zaczynałem się dusić w realizmie. Rozpaczliwie poszukiwałem głębszego, ożywczego oddechu. Realizm stał się de facto więzieniem języka, traktowaniem go w kategoriach przedmiotowego i przezroczystego medium. A języka nie można używać jak łopaty lub śrubokręta, by skonstruować swój, pożal się Boże, świat przedstawiony. Mówię o tym dlatego, że język jest dla mnie bardzo namacalnym bytem, realnym do szpiku mojej, człowieczej tożsamości. Bytem, który tworzy rzeczywistość, a nie tylko ją nazywa.
Ale sama rzeczywistość staje okoniem wobec realizmu, jest krnąbrna, nieoczywista. Odnoszę czasami wrażenie, że dławi się w ponowoczesnych, kulturowych formach, dyskursach i iluzjach, że zamiast rzeczywistości mamy wtórne imitacje, kopie, podróbki. Gdybym miał je traktować realistycznie, okazałoby się, że je też tylko odtwarzam. Tworze kopię kopii. Owszem, można tak żyć i pisać aż do śmierci, ale to grozi fałszem, jakąś mieszczańską stabilizacją literacką. Jeśli chce się coś o życiu prawdziwego powiedzieć, realizm okazuje się za ciasny, za płytki. Jest pułapką. To tak, jakbym pływał w brodziku i robił taką minę, jakbym wypłynął na głębokie morze.


[Rozmowa z Mariuszem Sieniewiczem, całość w "Dwutygodniku"]

Lekarz oleśnickiego pogotowia Damian K. obrzucił 66-letnią pacjentkę, która potrzebowała jego pomocy, stekiem ordynarnych wyzwisk. Kobieta miała ostry atak kamieni żółciowych - informuje portal gazeta.pl.
Do zdarzenia doszło 18 lutego w środku nocy. 66-letnia Urszula Mrowiec dostała silnego ataku kamieni żółciowych. Jej mąż wezwał pogotowie, które szybko przyjechało w trzyosobowym składzie. Lekarz zaczął badać pacjentkę.
- Spojrzał na zegarek, który stoi na szafce nocnej przy łóżku – relacjonuje pani Urszula. - Potem wstał i zaczął chodzić po pokoju. Po chwili się odezwał: " K...a mać! Ty wiesz, która godzina? Jest wpół do drugiej. A ty obżarłaś się jak krowa, jesteś gruba jak świnia i wzywasz pogotowie?". Świat mi się zawalił. Byłam strasznie załamana tym, jak mnie potraktował, zaczęłam płakać. Zadzwoniliśmy jeszcze raz na pogotowie, żeby zapytać, jak ten lekarz się nazywa, ale nie chciano nam udzielić odpowiedzi. Dyspozytorka podała mi tylko numer do kierownika pogotowia.
Lekarz zrobił cierpiącej kobiecie zastrzyk z pyralginy i wyszedł. Ból jednak nie ustąpił i mąż pani Urszuli zawiózł ją do szpitala. Dopiero tam kobieta spotkała się z profesjonalną opieką. Po kilku dniach poddano ją operacji.[...]
- Zachowanie lekarza było tak szokujące, że początkowo nie chciało mi się w to wierzyć - mówi dyrektor Powiatowego Zespołu Szpitali w Oleśnicy Agnieszka Cholewińska. - On sam poproszony o wyjaśnienie sytuacji napisał oświadczenie, że został przez pacjentkę sprowokowany wcześniejszą wymianą zdań. Ale załoga karetki potwierdziła słowa pacjentki. Doktor K. był u nas od kilku miesięcy na kontrakcie. Podjęłam decyzję o natychmiastowym wypowiedzeniu umowy kontraktowej. Ale jeszcze zanim ona wygaśnie, od 1 marca ten lekarz nie ma już wyznaczanych dyżurów w pogotowiu. Zastanawiam się, czy nie powiadomić o jego zachowaniu izby lekarskiej – dodaje.


[za: onet.pl]
Porno Studia - taki kierunek ma w swojej ofercie Tajwański Uniwersytet Providence. Studenci tego kierunku przed rozpoczęciem studiów muszą podpisać deklarację dotyczącą możliwości opuszczenia zajęć, jeśli poczują się zgorszeni. Studenci nie tylko chodzą na wykłady, ale również oglądają filmy porno i dyskutują o reakcjach ludzi na tego typu filmy.


[za: gazeta.pl]
Bestialstwo rodem z mrocznych wieków! Antoni B. (43 l.), rolnik z Owieczek (woj. małopolskie), przez lata sadystycznie znęcał się nad swoją żoną Ireną (36 l.). Zaprzężona do pługa kobieta musiała orać pole! Za tę niewolniczą harówkę nie wolno jej było spać w łóżku, a jedynie na podłodze obok męża władcy wygodnie rozłożonego na kanapie.
- Traktował mnie jak niewolnika - pani Irena z trudem opowiada nam o katordze, przez jaką przeszła. - Bił mnie, poniżał, oblewał nieczystościami - wylicza swoje krzywdy. Bo pani Irena przez lata była zmuszana do pracy, jaką normalnie wykonują nie ludzie, ale zwierzęta. I nawet one nie zasługują na takie traktowanie.
Przywiązywał mnie do pługa i orał mną pole - kobieta aż łka na wspomnienie bólu i upokorzenia. Była też zmuszana do innych niewolniczych prac: kopała rowy, dźwigała kilogramy dachówek. - Nawet kiedy byłam w ciąży, musiałam harować - opowiada.
A po całych dniach ciężkiej pracy nie było mowy o chwili wytchnienia. Pani Irena była bita i wyzywana. - "Jesteś dla mnie gorsza niż kur..." - tak się na mnie darł - opowiada nieszczęsna kobieta. Były i jeszcze gorsze, nienadające się do zacytowania tutaj wyzwiska.
A kiedy dzień się kończył, wykończona do nieprzytomności, wygłodniała i upokorzona kobieta musiała spać na podłodze. - Mówił mi, że nie jestem u siebie, że na nic nie zasługuję - opowiada. A następnego dnia jej katorżnicza harówka zaczynała się od nowa. Kiedy próbowała się postawić, groził, że ją zamorduje. I tak przez 13 lat!
Co gorsza jej ukochana córeczka Emilka (7 l.) już od najmłodszych lat zaczęła naśladować sposób zachowania ojca. - Ty k... jesteś wariatką! - krzyczało dziecko, nie rozumiejąc znaczenia tych obrzydliwych słów.
W końcu pani Irena zebrała się na odwagę i uciekła przed tą bestią, zabierając ze sobą córkę. Ten potwór już jej nie skrzywdzi. Za swoje bestialstwo usłyszał właśnie zarzuty i stanie przed sądem. Co prawda dzięki poręczeniu majątkowemu wyszedł na wolność, ale ma dozór policyjny i zakaz zbliżania się do żony. Za wieloletnie znęcanie się nad żoną grozi mu 5 lat więzienia.
Nieszczęsna kobieta wygląda dziś, jakby przeszła przez obóz pracy - ma zepsute zęby, jest niemiłosiernie chuda - kości obleczone skórą. Czuje się jednak wolna od sadysty i liczy, że wreszcie ułoży sobie życie.


[za: eFakt]
W nocy z niedzieli na poniedziałek w jednym z nocnych klubów włączył się alarm. Gdy przyjechali tam policjanci, zobaczyli, że z budynku wybiega dwóch mężczyzn. Jeden z nich zamachnął się na drugiego długim przedmiotem; jak się okazało, była to maczeta.
- Ranny 27-latek miał odciętą dłoń powyżej nadgarstka. Mężczyzna został przetransportowany do szpitala specjalistycznego we Wrocławiu - powiedział Nowak.
Nie wiadomo, dlaczego 33-letni ochroniarz zaatakował klienta klubu. Za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu może mu grozić do 10 lat więzienia.


[za: gazeta.pl]
Baczewski bawi i naucza, ironizuje i moralizuje, przybiera pozę proroka, jest erudytą, ale już za moment sprzedaje nam mało wyszukany żarcik lub próbuje wcisnąć jeszcze jedną trywialną prawdę o świecie. Prowadzi wzniosłe i patetyczne rozważania, ale też – mówiąc wprost – robi sobie jaja. Cechą konstytutywną twórczości Baczewskiego jest pisanie multiplikującymi się, „rozkwitającymi” aforyzmami i bon motami, które wymyśla z niesłychaną łatwością. Z rzadko spotykaną wprawą przeskakuje z jednego kwantyfikatora do drugiego, z jednego uogólnienia do kolejnej zaskakującej pointy.


[Całość tekstu pt. "Tanie a dobre" w najnowszym numerze "Dwutygodnika"]
Przez bite dwie godziny miałam nadzieję, że ten historyczny fresk okaże się choć  odrobinę ironiczny, choć w jednym miejscu mrugnie okiem do widza, pozwalając na nieco mniej czarno-białą interpretację. Z niedowierzaniem czytałam recenzje chwalące go jako film feministyczny i antychrześcijański. Wygląda na to, że żyjemy już w epoce nie tylko feministycznego backlashu, w której walka o prawa i pozycję kobiet sprowadziła się do promowania ich udziału w gremiach rządzących, ale i w erze post-postkolonialnej. Temat dominacji na tle etniczno-religijnej mamy już tak dobrze przerobiony, że nikomu nie przeszkadza otwarta pochwała „starego porządku”, w którym tylko część ludzi miała status człowieka, ale za to świeciło słońce i kwitła wymiana handlowa z korzyścią dla imperium. 


[Całość tekstu Agaty Czarnackiej o "Agorze" na stronie KP]
„Kiedy mieszkałam w Niemczech, niemiecki rząd też mi się nie podobał. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek jakikolwiek mogła polubić” – mówiła pani dwa lata temu. Znalazła pani w końcu rząd, który popiera?
Niestety, nie. Rząd Tuska nie jest moim rządem.
A jaki byłby pani?
Ja się szczegółowo nie interesuję polityką, więc nie wymienię nazwisk. Wiem, w jakim kraju chciałabym żyć. Chciałabym, by wszelkie mniejszości czuły się równie dobrze jak większość i by współistniały różne światopoglądy, a nie tylko katolicki, i to w specyficznym, narodowokatolickim wydaniu, jak teraz.
Ależ widzę tych czołowych eksponentów narodowego katolicyzmu: Palikota, Nowaka, Tuska…
Przecież Donald Tusk wziął na pokaz ślub kościelny przed wyborami 2005 roku.
Skąd pani wie, że na pokaz?
Domyślam się, że tak było. Znam to z wielu relacji.
Nawet gdyby jego katolicyzm był nieszczery, to dlaczego jest to od razu narodowy?
Panie Robercie, czy pan nie widzi, że w sprawie wychowania seksualnego w szkołach wszystkie kolejne rządy ulegają dyktatowi Kościoła? Że w sprawie in vitro biskupi wydzwaniają do polityków i zmuszają ich…
Skąd pani to wie?
Podobno tak się dzieje.
Ach, podobno… Podobno wykastrowała pani wszystkich mężczyzn w Tok FM. Podobno…
(śmiech) Wie pan, ja jestem stuprocentową heteroseksualistką i to nie byłoby w moim interesie. Ale nie zaprzeczy pan, że światopogląd katolicki jest dominujący.


[Robert Mazurek rozmawia z Ewą Wanat, "Rzeczpospolita"]
Miejsce Piotra Semki naprawdę nie jest w tym sporze po stronie Tomasza Lisa czy namaszczanych przez niego od lat wielce mądrych wujów. Semka postąpiłby lepiej, gdyby zamiast próbować mścić się na Domosławskim za lata dziewięćdziesiąte, napisał np. dobrą polityczną biografię Jarosława Marka Rymkiewicza, w której zarówno odda Rymkiewiczowi zasłużony hołd jako prawdopodobnie największemu współczesnemu geniuszowi polszczyzny, ale też opisze, jak człowiek, który dzisiaj kusi prawicowe dzieciaki pięknem heroicznej masakry i galopującego żubra, sam przeżył lata stalinowskie, wypromował się w PRL-u, a wreszcie rękoma pań z wydawnictwa Sic!, żeby nie pobrudzić własnych, przyjął nagrodę NIKE, której promotora przed prawicową publicznością gwałtownie potępiał. Taka biografia pozwoli zrozumieć Wieszanie i Kinderszenen także jako estetyczne rozliczenie Rymkiewicza z własnym życiem, będzie świetnym remedium na obecne w tych książkach trucizny.


[Całość "Poematu dla dorosłych Artura Domosławskiego" Cezarego Michalskiego na stronie KP
Na plażę państwo nie chodzą.
Bo nie ma osobnych plaż dla kobiet i mężczyzn. Chodzimy w Izraelu, bo tam są.
Bywa pan w kinie?
Nie, w ogóle. Mamy DVD i dzieci mogą oglądać w domu filmy religijne, o świętach czy tradycji.
Jakieś rozrywki?
A co to znaczy „rozrywka”?
Entertainment.
Ach tak, mamy swoje śpiewy, tańce, czas, który spędzamy razem.
To jak pan odpoczywa?
Ja? (śmiech) Idę spać.


[Rabin Szalom Ber Stambler w rozmowie z Robertem Mazurkiem, "Rzeczpospolita"] 
Czemu atakują Domosławskiego brązownicy – wiem. Pisanie o życiu prywatnym osób publicznych jest w Polsce zakazane, chyba że stoją za tym wyższe względy. Takie jak konieczność skompromitowania jakiejś osoby publicznej, bo albo zagraża ładowi politycznemu, albo nie zapłaciła pieniędzy żądanych przez szantażującego ją sutenera. Kapuściński nie zagrażał ładowi politycznemu w Polsce ani też nie szantażował go żaden sutener. A jednak Artur Domosławski o jego życiu intymnym napisał, napisał także o jego intymnym życiu politycznym. Posługując się m.in. archiwami Instytutu Pamięci Narodowej. W analogicznie dociekliwy sposób o intymnym życiu Becketta, Sartre’a, Camusa, Manna, a nawet Busha czy Blaira… piszą biografowie we Francji, Anglii, Niemczech czy USA. Nie będąc tam porównywani do pornografów albo populistów, bo to by skompromitowało nie ich, ale autorów takich porównań. Tam to, co zrobił Domosławski, jest normą, tutaj – wciąż jeszcze świętokradztwem. No, ale przecież tam na Zachodzie panuje „relatywizm”, „nihilizm” i „cywilizacja śmierci”. Takiego przynajmniej zdania muszą być Beylin, Bartoszewski, Bratkowski, Lis i wielu innych, skoro książka Domosławskiego, napisana według standardów zachodniej biografistyki, od wielu analogicznych biografii wielkich zachodnich pisarzy czy polityków bez porównania dla Kapuścińskiego łagodniejsza, oburza ich aż tak bardzo. Mimo że nie są oni wdową po wielkim reportażyście, gdyż tylko ona jedna ma prawo się oburzać. Podobnie robią wdowy i wdowcy w całym wolnym świecie, skarżą, chodzą po sądach, starają się zatrzymać wszelkie nieautoryzowane biografie swoich byłych partnerów.


[Całość "Poematu dla dorosłych Artura Domosławskiego" Cezarego Michalskiego na stronie KP]
Rz: Po raz pierwszy dotknął pan żonę po ślubie?
Tak, to prawda.
Nie mówię o pocałunku, ale nie trzymał jej pan nawet za rękę?
Dopóki nie wzięliśmy ślubu – nie.
Młodzi czytelnicy gotowi pomyśleć, że ma pan czułki i jest Marsjaninem.
(śmiech) Zobaczą na zdjęciu. Wie pan, jakie to piękne? Wtedy małżeństwo jest czymś wyjątkowym, specjalnym. A dla ludzi, którzy żyją ze sobą przed ślubem, jest tylko obowiązkiem. Do tej pory wszystko było dla nich przyjemnością, a tu nagle jakieś zobowiązania. To musi być dla nich strasznie smutny dzień.


[Rabin Szalom Ber Stambler w rozmowie z Robertem Mazurkiem, "Rzeczpospolita"]
Większości z nas podobają się osoby o rysach twarzy podobnych do naszych własnych. Okazuje się jednak, że po krótkim, ale stresującym doświadczeniu preferencje mężczyzn czasowo się zmieniają – stają się bardziej elastyczne. [...]
Dlaczego zwykle podobają nam się partnerzy o twarzach podobnych do naszych? Zdaniem naukowców wynika to z tego, że mamy większe zaufanie do znajomych twarzy – a zaufanie to jeden z najważniejszych czynników decydujących o tworzeniu długotrwałych związków. Okazuje się jednak, że w sytuacjach stresowych tendencja do wchodzenia w związki z osobami "podobnymi" słabnie lub zanika.
Dr Lass-Hennemann sądzi, że stres nasila u mężczyzn tendencję do szukania partnerek "spoza stada", czyli możliwie najmniej spokrewnionych genetycznie – w procesach ewolucyjnych zwiększa to prawdopodobieństwo, że potomstwo zrodzone z takich związków będzie lepiej przystosowane do radzenia sobie z nieprzyjaznym środowiskiem.


[Całość artykułu na stronach zdrowie.onet.pl]
Uzależnieni spędzają proporcjonalnie więcej czasu, przeglądając zawartość witryn erotycznych czy grając online. Angażują się też w życie społeczności internetowych, ale płacą za to wysoką cenę. Brytyjczycy zauważyli bowiem, że w grupie tej częściej niż wśród nieuzależnionych występuje średnio nasilona i głęboka depresja.
- Nasze badanie wskazuje, że nadmierne korzystanie z internetu jest związane z depresją, ale nie wiemy, co pojawia się pierwsze - czy to ludzie z depresją są przyciągani przez sieć, czy to raczej internet powoduje depresję. Jedno jest jasne, w przypadku niewielkiej grupy ludzi intensywne korzystanie z sieci może być sygnałem ostrzegawczym o istnieniu tendencji depresyjnych - tłumaczy Morrison.


[Całość tekstu o internetowej depresji na stronach Interii]
Od peletonu wydawców oderwała się ostatnio, niestety w kierunku przeciwnym do mety, oddalając się jeszcze bardziej od liderów w koszulkach Penguina, grupa polskich asów rynku książki. W strachu przed formatem cyfrowym obwieścili oni, iż nie będą dostarczać bibliotekom publicznym cyfrowych wersji swoich wydawnictw.


[Całość tekstu Mariusza Pisarskiego na stronie Ha!artu]
Wszyscy dziennikarze w tym mieście wiedzą, że Tusk ma wobec niezależnego dziennikarstwa taką samą paranoję, jak Kaczyński, tyle tylko, że nie wszyscy dziennikarze o paranoi Tuska polski lud informują. Zresztą problem w tym, że zarówno u Kaczyńskiego jak i u Tuska ta paranoja wobec dziennikarzy idzie w parze z coraz większym poczuciem własnej nad nimi przewagi. Od czasu, kiedy Tusk i Kaczyński rozpętali swoją wojenkę na górze (dzięki jej „autentyzmowi” zapewniającą im obu kompletną kontrolę nad polską sceną polityczną), dziennikarze przestali być dla nich jakimkolwiek problemem. Pogardzają dziennikarzami najzupełniej jawnie, ponieważ pogardzają ludźmi, którymi pogardzać mogą. A mogą pogardzać dziennikarzami, którzy ich nie lubią, bo mają dziennikarzy, którzy lubić ich muszą. 
Kaczyński „ma” dziennikarzy mediów publicznych (w tych kanałach i programach, którymi nie podzielił się z SLD, choć wzajemna lojalność jest na pewnym podstawowym poziomie przestrzegana na wszystkich częstotliwościach) oraz w mediach „antykomunistycznych” (cokolwiek by to miało znaczyć w 20 lat po upadku Muru) i w mediach o. Rydzyka. Tusk „ma” z kolei dziennikarzy we wszystkich mediach pozostałych. O ile oczywiście te pozostałe media i pozostali dziennikarze, żeby trochę odetchnąć od dyktatu PO, nie znajdą sobie jakiejś „trzeciej partii” czy „trzeciego kandydata”. Innymi słowy kogoś, czyja głowa będzie pasowała do torsu prezydenta Mościckiego równie dobrze, jak dzisiaj do tego torsu pasuje głowa Komorowskiego czy samego Tuska.


[Całość "Władców dziennikarskich marionetek" Cezarego Michalskiego do przeczytania na stronach KP]
Gimnazjum lub głąbonazjum (łac. nagi) – miejsce reedukacji nieletnich bandytów, handlu roślinkami oraz picia napojów produkcji ojczystej.
Gimnazjum to wielkie zbiorowisko dresiarzy, idiotów, debili, luzaków, emo, dzieci neo,dzieci gila, pokemonów, kindermetali, pedałów i maniaków Tokio Hotel, Blog 27, Epulsa, Metina, Tibii, czy CS'a. Uczy się ich nieco bardziej zaawansowanej wiedzy, niż w szkole podstawowej i w przedszkolu. Gimnazjum składa się z trzech klas, każda z innym poziomem trudności. Generalnie poziom wiedzy uczniów drastycznie spada wraz z każdą kolejną klasą, aż w końcu stają się głupsi niż przed podstawówką.
90% inteligencji polskiej uważa, iż gimnazjum należy zburzyć, spalić, zaorać i posypać solą, ażeby nigdy więcej się nie odrodziło.


[Całość hasła "Gimnazjum" na nonsensopedii]
Aula Uniwersytetu Warszawskiego, kilkaset osób słucha dyskusji "Czy Maryja była feministką". Katolickie działaczki kontra liberalne feministki. Stawiają problem: "Dlaczego właściwie kobieta nie mogłaby zostać papieżem?".
- Z powodów fizjologicznych - mówi nagle jedna z panelistek, lekarka, działaczka prawicowych ruchów pro-life Hanna Wujkowska. I opowiada, że z biologicznego punktu widzenia kobiety nie nadają się do pełnienia tej funkcji. - Tuż przed miesiączką dochodzi do swoistego obrzęku mózgu. Kobiety są tak przepełnione płynami fizjologicznymi, że ciężko im zachować zdrowy rozsądek. A co dopiero zarządzać czymś tak ogromnym, jak Kościół katolicki.


[za: gazeta.pl]
Jeśli w ciągu roku amerykańskie kino mainstreamowe (albo filmy niezależne, który odniosły sukces w głównym obiegu) podchodzi zbyt blisko cierpienia, biedy, patologii, śmierci, jeśli dotyka czegoś zbyt bolesnego – Oscary to moment, kiedy Hollywood mówi sobie „to był tylko sen”, „to był tylko film”. Aktorzy i aktorki, którzy oszpecili się dla roli, powracają w znajomych, glamourowych wcieleniach (jak Nicole Kidman czy Charlize Theron, nagrodzone za role w „Godzinach” i „Monster”), ci, którzy zmagali się z biedą i bezrobociem, olśniewają sukienką od Valentino (Julia Roberts, nagrodzona za „Erin Brockovich”), wcielenia zła okazują się skromnymi, angielskimi gentlemanami (Anthony Hopkins – „Milczenie owiec”), swojakami („Kimkolwiek jest Keyser Soze, tego wieczoru na pewno się upije” – Kevin Spacey po Oscarze za „Podejrzanych”) albo dobrymi synami, którzy drżącym głosem dedykują nagrodę swojej matce (Javier Bardem, nagrodzony za „To nie jest kraj dla starych ludzi”).


[Kuba Mikurda, całość tutaj: "Dwutygodnik"]
miało być tak, że się przenoszę na zupę, ale póki co jeszcze nie odkryłem, by można tam wyeksportować niniejszego blogaska z jego kilkoma setkami notek (póki co odkryłem, że nie można tego zrobić), więc zostaję przy blogspocie, bo mi jednak żal porzucać to wszystko, co w archiwum po prawej stronie. jeżeli jeszcze ktoś w ostatnich tygodniach wracał tutaj z nadzieją, że coś się w tym miejscu w końcu ruszy, niech wie, że tak będzie w istocie. przykłady poniżej. nie mogę w tym momencie obiecać, że to powrót do regularnego prowadzenia op.cit., bo w dalszym ciągu sporo życiowych zapętleń i zamętów, ale jest to możliwe. więc proszę was, wierni wyznawcy, zaglądajcie tutaj czasami, bo nie wiecie czy wasz autor nie będzie chciał was jeszcze kilka razy zaskoczyć.
aha, moja zupa, choć raczej będzie służyła jako kocioł, do którego spływać będą ścieki z twittera, blipa czy last.fm istnieje i jeśli ktoś byłby napalony na degustację to proszę bardzo:

http://innymislowy.soup.io/


- GW, wasz nieregularny redaktor inteligenckiego szmatławca.

W dobie Internetu papier w ogóle jest spóźniony.
Dlatego my, nie rezygnując z wydawania pisma, założyliśmy portal internetowy. Zmienił się świat i nie da się być oddziałem komandosów w kwartalniku.
„Krytyka Polityczna” daje radę.
A czytałeś ją?
Zwariowałeś?
Tego się nie da czytać, a zamęt czynią dzięki sprawnemu marketingowi i wpływowym przyjaciołom, a nie przez pismo.


[Mazurek rozmawia z Grzegorzem Górnym, "Rzeczpospolita"]
Szykuje nam się upiorny rok, zadręczą Chopina nami i nas Chopinem. W wyniku Roku Mozartowskiego do dzisiaj nikt nie chce rozmawiać o muzyce Mozarta. Pomysł Roku Chopinowskiego – fakt, że przez cały rok będziemy międlili Chopina – wydaje mi się antychopinowski i tragiczny, zważywszy na inteligencję, delikatność i inność jego muzyki. Czy naprawdę tym można tak łomotać przez rok?


[Andrzej Żuławski dla "Dwutygodnika"]