Pewna młoda dziennikarka przeprowadzała w garderobie wywiad z Andrzejem Poniedzielskim, a że był to grudzień, to spytała, co uważa za swoje największe osiągnięcie w mijającym roku. Andrzej zamilkł, popatrzył na nią, westchnął i powiedział: "Proszę pani, ja w sierpniu z ośmiu metrów trafiłem ogryzkiem w wiadro".
Piękna rzecz, tak trafić.
A wyraz twarzy tej dziennikarki był zjawiskowy. A propos wyrazów twarzy, to przypominam sobie, jak w pewnej telewizji informacyjnej, z którą współpracuję, relacjonowano pierwszy przypadek choroby wściekłych krów w Polsce. I korespondent produkuje się, produkuje, opowiada, a na koniec kompletnie roztargniony i niezainteresowany tym prezenter pyta: "Maćku, a czy możesz jeszcze powiedzieć, o jakie zwierzę chodziło?".
A o jakie?
Odpowiem jak redaktor Maciek [Artur Andrus zaciska zęby i mówi z wściekłością]: - O krowę!
Roztargnienie bywa bolesne w skutkach.
Mistrzostwem była rozmowa pewnej dziennikarki radiowej z Wiesławem Michnikowskim. Aktor dał się namówić na wywiad, a ona zaczyna tak: "W naszym mieście z gościnnymi występami przebywa Edward Dziewoński. Chciałam pana zapytać…". I Michnikowski bez mrugnięcia okiem występował w roli Dziewońskiego, opowiadał, jak to zakładał kabaret "Dudek", grał w "Eroice" i Teatrze Syrena, a na koniec dodał, że chciałby pozdrowić słuchaczy i sprostować, że nie nazywa się Edward Dziewoński, tylko Wiesław… Gołas. To powinno trafić do muzeum dziennikarstwa polskiego.
Obok wywiadu dziennikarki z Bydgoszczy, która postanowiła przygwoździć Jarosława Kaczyńskiego i spytała go na żywo: "Czemu inwigilował pan prawicę?".
Tu ciekawy musiał być wyraz twarzy Kaczyńskiego, bo ona zapewne uważała, że wszystko jest w porządku. Nic chyba nie przebije jednak słynnego pytania do Władysława Bartoszewskiego: "Panie profesorze, w czasie II wojny światowej zginęło sześć milionów Żydów. Dużo to czy mało?".

[za: "Chałturzyłem z panienkami", z Arturem Andrusem rozmawia Robert Mazurek, "Dziennik"]

0 Response to "LXXII Chodziło o krowę"