Jeśli w ciągu roku amerykańskie kino mainstreamowe (albo filmy niezależne, który odniosły sukces w głównym obiegu) podchodzi zbyt blisko cierpienia, biedy, patologii, śmierci, jeśli dotyka czegoś zbyt bolesnego – Oscary to moment, kiedy Hollywood mówi sobie „to był tylko sen”, „to był tylko film”. Aktorzy i aktorki, którzy oszpecili się dla roli, powracają w znajomych, glamourowych wcieleniach (jak Nicole Kidman czy Charlize Theron, nagrodzone za role w „Godzinach” i „Monster”), ci, którzy zmagali się z biedą i bezrobociem, olśniewają sukienką od Valentino (Julia Roberts, nagrodzona za „Erin Brockovich”), wcielenia zła okazują się skromnymi, angielskimi gentlemanami (Anthony Hopkins – „Milczenie owiec”), swojakami („Kimkolwiek jest Keyser Soze, tego wieczoru na pewno się upije” – Kevin Spacey po Oscarze za „Podejrzanych”) albo dobrymi synami, którzy drżącym głosem dedykują nagrodę swojej matce (Javier Bardem, nagrodzony za „To nie jest kraj dla starych ludzi”).


[Kuba Mikurda, całość tutaj: "Dwutygodnik"]

0 Response to "CCLXIX To był tylko sen"