Z drugiej strony, kiedy widzę wokół pochwałę chaosu, to uważam, że głosem sprzeciwu jest okrzyk: Nie dajmy się na to nabrać. Teraz jest zbytnie przyzwolenie na kulturę popularną. W moim pokoleniu traktowano to jako zniżenie się do poziomu budki z piwem. [...] Proszę pana, albo się ma gust, albo się go nie ma. Jeżeli pan ma gust, to nie może lubić hamburgera. Nie da rady, on jest po prostu niesmaczny. Jeżeli pan słucha i mówi, że podoba się panu orkiestra dęta, która fałszuje, a potem idzie pan do filharmonii, to oznacza, że pan nic nie słyszy.
Lubię Schuberta, ale też Depeche Mode. Nie widzę w tym skrajności, tylko różnorodność.
Nie ma żadnej różnorodności. Pomysł na różnorodność jest pomysłem intelektualnych bankrutów. Musi pan mało kochać Schuberta, skoro lubi muzykę lekką. Tarantino - to kultura popularna. Jeden film zobaczyłem z satysfakcją, ale drugiego nie obejrzę.
Całkowicie odcina się pan od kultury popularnej?
Tak. Zupełnie. Nie używam. [...]
Może pan jednoznacznie stwierdzić, że ona jest zła?
Tak. [...] Dla niektórych kultura pop może być awansem. Dla człowieka, który nic nie wie, nie jest obyty z kulturą, nie ma pojęcia o innym życiu niż życie sąsiada, to nawet serial jest nauką życia i niesie jakąś mądrość. Tylko to jest bardzo uboga mądrość. Nie usprawiedliwia to ludzi, którzy wiedzą, że istnieje lepsze życie, i wybierają krok wstecz.



["Nie oglądam Tarantino" - z Krzysztofem Zanussim rozmawia Patryk Tomiczek, "Gazeta Telewizyjna", 11-17.09.2009, s. 11]

0 Response to "CCL O tym, jak to obraził mnie Krzysztof Zanussi"