Oboje z żoną znamy dziesiątki kobiet i wielu mężczyzn, którzy z chęcią poświęcają parę godzin dziennie na grę w brydża, na doskonalenie swojej gry. Co ze mną jest nie tak, skoro nie znoszę tracić energii na rozwijanie umiejętności, której produktem końcowym jest zabazgrany notes, liczba punktów rozpływająca się w nicości? Przez resztę życia ci brydżyści oddają się hodowli róż, strzyżeniu żywopłotów, pochłanianiu jedzenia, sprzątaniu domu, utrzymywaniu kontaktu z dziećmi, z wnukami, z socjoekonomicznie identycznymi znajomymi, podróżom na Florydę i do Maine w stosownej porze roku - wszystkiemu temu, co nie pozostawia ani śladu. Co ze mną jest nie tak, dlatego że pragnę zostawić jakiś ślad, prowadząc te oderwane, nieskładne zapiski o własnym próżniaczym życiu? Marnowanie papieru - ani to gorsze, ani lepsze od bazgraniny w notesie brydżysty.

0 Response to "Małe ładne prozatorskie kawałki (3): John Updike, Po kres czasu, przeł. M. Konikowska, Warszawa 1999, s. 27"