Natomiast chcę powiedzieć, że, to na odwrót jest, że mnie moja odwaga w gruncie rzeczy paradoksalnie niewiele kosztowała, dlatego że ona nie wymagała ode mnie przekreślenia własnej biografii. Dla generała Jaruzelskiego decyzja Okrągłego Stołu, decyzja uznania wyników wyborów czerwcowych i później decyzja respektowania w pełni procesu demokratycznego jako prezydent, wymagała ogromnej odwagi.

Panie redaktorze czy pan nie cierpi na syndrom sztokholmski, ofiara utożsamia się z katem?

Michnik (żacha się): - Wie pan, to są słabe żarty, panie redaktorze, bardzo słabe żarty i niech pan sobie daruje. Niech pan sobie daruje. Jaka ofiara? Jaki kat? No o czym my mówimy? Syndrom sztokholmski to są ofiary terrorystów, którzy się z nimi utożsamiają, jak mają - że tak powiem - pistolet przy głowie. Ja nie mam dzisiaj żadnego pistoletu, ja się nigdy z generałem Jaruzelskim nie utożsamiałem, jak on rządził.

Ale czy pan nie ma poczucia, że pan ma jakieś specjalne, bardzo subtelne poczucie sprawiedliwości, które tak pana odróżnia od naszego, albo od właściwego, takiego zwykłego, może prostackiego...

- No wie pan, słyszę ten zarzut przynajmniej od 1964 r., że mam jakieś takie dziwne, specyficzne poczucie wolności, sprawiedliwości, demokracji, co mnie radykalnie odróżnia od ogromnej większości moich rodaków, którzy świetnie żyli z cenzurą, z konformizmem itd.

No, oczywiście, że pod tym względem ja jestem dziwadłem, słoniem co ma dwie trąby i mnie trzeba było internować i tego zdania był gen. Kiszczak i mnie internował. Co pan teraz mnie, jaki tutaj sztokholmski syndrom, no, no jaki sztokholmski syndrom?


["W Polsce wszystko jest możliwe, nawet zmiany na lepsze", z Adamem Michnikiem rozmawia Tomasz Lis, za: gazeta.pl]

0 Response to "LXXXVI Jaka ofiara? Jaki kat?, czyli Adam Michnik o Jaruzelskim"