Czasami zdarzało mu się podczas tych jesiennych nocy, że zapach zimnego morza, który przenikał do wnętrza przez zamknięte okna, odgłos deszczu bębniącego po dachu składziku w ogrodzie z tyłu domu, szept wiatru w ciemnościach rozniecały w nim nagle cichą, silną radość, o którą sam się nie podejrzewał. I prawie się jej wstydził, uważając za niestosowne, że odczuwa radość z faktu, iż on żyje i że fakt ten jest sukcesem, natomiast śmierć Iwriji jest jej porażką. Dobrze wiedział, że ludzkie uczynki, wszystkie uczynki wszystkich ludzi, i te namiętne, i te ambitne, oszukańcze, wynikające z pokusy, chęci gromadzenia, wykręcania się, czyny występne i zdradliwe, rywalizujące i obłudne, wspaniałomyślne i obliczone na wrażenie, obudzenie zainteresowania, zapisanie się w pamięci rodziny lub towarzystwa, narodu albo ludzkości, uczynki najmniejsze i uczynki najwspanialsze, te przemyślane i te niekontrolowane i nikczemne, prawie wszystkie i prawie zawsze prowadzą do punktu, do którego w ogóle nie zamierzało się dojść. To powszechne i stałe zbaczanie z drogi, wypaczające różne uczynki ludzi, Joel zwykł był nazywać po cichu światową farsą lub czarnym humorem kosmosu. Ale wycofał się z tego: definicja wydała mu się górnolotna. Słowa, takie jak kosmos, życie, świat, były zbyt patetyczne, nie na jego miarę i śmieszne. Dlatego zadowolił się w myślach tym, co opowiadał mu Arik Kranc o swoim jednouchym komendancie pułku artylerzystów - nazywał się Jimmy Gal, na pewno o nim słyszałeś - który zwykł mawiać, że między dwoma punktami można przeprowadzić tylko jedną linię prostą i ta linia zawsze jest pełna kretynów.

0 Response to "Małe ładne prozatorskie kawałki (1): Amos Oz, Poznać kobietę, przeł. E. Świderska, Poznań 2008, s. 166-167"