Lubieżność, z jaką kamera filmuje kobiety, w niczym jednak nie umywa się do tej, z jaką odnosi się do samochodów i, nade wszystko, wojska. Prawdziwym fetyszem Baya są bowiem czołgi, samoloty i wszelkiej maści sprzęt wojenny, którego całą masę widzimy na ekranie, wszystko to filmowane z nabożną fascynacją i perwersyjną namiętnością – w drugiej połowie filmu niemal w każdym ujęciu słychać, jak kamera dyszy z podniecenia. Stwierdzenie, że „Transformersy” to kino rozrywkowe, to spory eufemizm, przypominający określenie burdelu „salonem masażu”. Jest to kino masturbacyjne, w którym większość widzów płci męskiej znajdzie dla siebie odpowiedni obiekt fascynacji: mali chłopcy – wielkie roboty, nieco starsi – samochody, dorastający – piersiaste dziewczęta, ich ojcowie – wszystko to, a dodatkowo jeszcze militaria. I jak z pornografią – na dłuższą metę jest to męczące, ale przez jakiś czas, ze względu na sporą atrakcyjność wizualną, może być na swój sposób pociągające. [...]
Jeśli w tę stronę ma iść ta, dobra niegdyś, seria, to znacznie rozsądniejszy wydaje mi się kierunek obrany w „Transformersach”, gdzie to człowiek (również niewzbudzający w widzach żadnych emocji Shia LaBeouf) poświęca swoje życie (na szczęście zostaje wskrzeszony przez Boga, który jest – uwaga – megatransformersem), by ratować przywódcę szlachetnych Autobotów. Cóż, tak widać musi być, skoro roboty lepiej grają (sic!), przejawiają bardziej wiarygodne uczucia i ogólnie są znacznie ciekawsze niż ludzie. W „Terminatorach” złowrogi SkyNet chce się pozbyć ludzi, by ci nie mogli zagrozić maszynom. Bez obaw – z pomocą McG i Michaela Baya maszyny już rządzą i nic nie wskazuje na to, by miały jakąś konkurencję.


[za: Piotr Tarczyński, Kino masturbacyjne, dwutygodnik.com]Wyrównaj z obu stron

0 Response to "CLVI Kino masturbacyjne"