Jestem jednym z nielicznych ludzi, którzy przeczytali powieść Wildsteina „Dolina Nicości“. Kupiło ją podobno 20 000 osób, ale jedna z nich to narkoman (ja), dwie inne to socjopaci (Ziemkiewicz i Gowin), a pozostałe 19 997 - analfabeci. „Dolina Nicości“ to fascynujący zapis masochistycznych fantazji seksualnych autora (jego alter-ego, redaktor „Wilczyński“ z obwisłym piwnym brzuchem, nagi i upokorzony przez młodą i sprawną kochankę, przez demonicznego Żakowskiego, przez supermena-Michnika, który odbiera mu pracę, honor i młodą laskę… A do tego rojenia na temat Kazimiery Szczuki, która tutaj nazywa się Bies i występuje jako sroga domina, znęcająca się nad Geremkiem, Sierakowskim i biskupem Życińskim… A do tego sceny, w których ubecy rozbierają do naga Żakowskiego i podziwiają jego genitalia…). Przeczytałem to wszystko dokładnie, uważnie i z szeroko otwartymi oczami. Mógłbym więc tutaj się porozwodzić nad tym, jak Jelonek Bambi poznaje świat, czyli jak Bronek W. postrzega lewicę. Ale nie zrobię tego. Po pierwsze, Cezary zrobił to, jak trzeba. Po drugie, lepiej nie zwracać za wiele uwagi na takie Dzikie Cosie, jak Pośpieszalski czy Wildstein. Ci panowie są tym, co po polsku nazywa się „wampir energetyczny“, a po angielsku jeszcze celniej: attention whore. Toto domaga się nieustannej uwagi, bo bez tego jest chore.

Fragment (świetnego) felietonu Tomasza Piątka z witryny KP

0 Response to "CCCIX Piątek o "Dolinie Nicości" Wildsteina"