W czasach, o których mowa, wspólnota wierzyła w wagę przekazu literackiego, przeto literatura była ważna. Iwaszkiewicz rozmawiał na jej temat z Chruszczowem i martwił się, że „zwykły czytelnik” nigdy nie pojmie, że najważniejsze w jego tomiku poetyckim („Ciemne ścieżki”) są dedykacje. Władza bardzo liczy się z pisarzami, do tego stopnia, że zbiera na nich teczki, szpieguje, a Jasienicy wręcz ułoży całe życie. Oczywiście, samo w sobie to nie mogło być przyjemne (i nie było), ale świadczyło dowodnie, że to, co tworzy pisarz jest bardzo istotne, a literatura to ważne medium społecznej komunikacji i samowiedzy. Dziś naturalnie pisarz może sobie pisać, co chce i żadnego członka rządu to nijak nie obejdzie (małym wyjątkiem był Jarosław Kaczyński, który w jednym z wywiadów czasu początków IV RP stwierdzał, że władza  nie ma zamiaru zakazywać literatury gejowskiej, co jednak implikuje, że potencjalnie taka możliwość istniała, ale łaskawie z niej  nie skorzystano).
Zatem w PRL-u pisarz nie był po prostu pisarzem. Bywał swego rodzaju jednoosobową instytucją. A „Dzienniki” Iwaszkiewicza są tego namacalnym dowodem. Na podstawie tego, co pisali i – w pewnym stopniu – jak żyli tacy ludzie jak Iwaszkiewicz, tworzymy dziś narracje wspólnotowe. Czytamy, interpretujemy, kłócimy się. Jako członkowie ideowo-interpretacyjnych wspólnot przyznajemy się bądź nie do pewnych pisarzy-figur. Czasami przeciągamy ich na swoją stronę. Piszemy podręczniki do literatury, które są zawsze w pewnym stopniu podręcznikami polskości.


Całość tekstu Błażeja Warkockiego o dziennikach Iwaszkiewicza w "Dwutygodniku". 

0 Response to "CCXC Waga przekazu literackiego"