Po prysznicu wyszła okryta jedynie ręcznikiem. [...] Otworzyła lodówkę minibaru i wyciągnęła zmrożoną buteleczkę z dżinem. Wypiła ją duszkiem. Znalazła marlboro w kieszeni marynarki Pawła. Zapaliła. Wróciła do łazienki. Z kosmetyczki Pawła wydobyła jego diora. Spryskała nim kawałek ściany między przedpokojem i biurkiem. Na wysokości ust i nosa. Z lodówki wyciągnęła buteleczkę z koniakiem. Wypiła ją w drodze do łazienki. Grubą warstwą malinowej wazeliny do warg posmarowała swój anus. Odrzuciła ręcznik na łóżko. Sprawdziła zegarek. Mijało właśnie piętnaście minut. Zapaliła drugiego papierosa. Podeszła do ściany. Stanęła, opierając czoło na ciągle wilgotnej plamie po diorze. Usłyszała trzask zatrzymującej się na piętrze windy. Podniosła ręce. Rozsunęła szeroko uda, wypięła pośladki. Słyszała zbliżające się kroki. Nagle światło z korytarza przedostało się do pokoju i zgasło. Usłyszała zgrzyt zamykanych drzwi. Zaciągnęła się głęboko papierosem. Nie zawiedziesz mnie teraz, Freudzie, prawda?! – pomyślała, zamykając oczy...


[Janusz L Wiśniewski, Martyna i inne opowiadania o miłości, Prószyński i S-ka, Warszawa 2006]

0 Response to "V Malinowa wazelina"