To jest to, że ja błyskawicznie łapię w locie, to czego pan nawet nie zauważy.


[Lech Wałęsa do Jarosława Kurskiego, "Rozmowa z Wodzem"; Gazeta Wyborcza z dn. 26 sierpnia 2008, link]

Skoro już jesteśmy przy kwestiach poetyckich, zapraszam do kącika poetyckiego, co wiąże się z chwilowym opuszczeniem dodatku o Herbercie i z przeskokiem do „głównego trzonu” toruńskiego kwartalnika. Na początek dostajemy nowe wiersze Julii Hartwig i Tadeusza Różewicza, ale nie znajduję w nich niczego, czego bym u tych twórców nie czytał wcześniej, więc nie ma o czym mówić. Nie zawiódł mnie jednak Janusz Styczeń i jego najnowszy zestaw wierszy. W "Skamieniałej ukochanej" mamy do czynienia z nagą parą spoczywającą na zasłanym łożu „po miłosnej nocy”: „kołdra jest gładka, równa, jakby po burzy namiętności / wszystko zostało idealnie wygładzone”, chłopiec nadal jest pełen energii i mógłby wszystko zacząć od nowa, ale dziewczyna, niestety, wyczerpana usnęła i wygląda jak rzeźba: „Psyche śpi, szepce chłopiec, / szepce nie wiadomo do kogo”. W innym wierszu pisze Styczeń o oddechach tworzących „duszę pierwszego pocałunku”, a w "Zamku rozstania" (sic!) rozpisuje się na temat mężczyzny, który… przestał odróżniać cień kobiety od cienia jej domu. Najbardziej rozbawiły mnie jednak dwa nowe wiersze Jacka Napiórkowskiego: w Bodypainting, soul painting opisuje między innymi powtarzającą się nocą sytuację, kiedy to wstaje, idzie do łazienki i w lustrze daje minutę życia „aborygenowi, który żyje we mnie”; w Gonitwie poetów i zwierzątek pokochałem natomiast pointę: „ty jesteś najlepszym kochankiem / krecie”.


[Całość tekstu pod zmienionym przez redakcję tytułem "Herbertologia stosowana" (moje propozycje tytułu: "Fotografia drzewa, pod którym siedział Herbert" oraz "Zagłaskiwanie Herberta", niestety, nie zostały wzięte pod uwagę) do przeczytania tutaj: Witryna Czasopism] [Nieco obszerniejsza wersja tekstu, sprzed cięć redakcyjnych, wkrótce na stronach Salon24]

Czasami ktoś tutaj puka

Słońce przywlekło tu ze wschodu jakąś
dziwną chorobę. Coraz krótsze dni wypełnione
białym kaszlem burz. Mniej czasu na życie.

Muszę być w kilku miejscach naraz, żeby
się nie zdradzić. Cień mam szczelnie owinięty
w folię, z piwnicy zrobiłem sobie dom.

Czasami ktoś tutaj puka - patrzę wtedy
w szczelinę pomiędzy cegłami. Jak kwitnie
tam kurz? Zupełnie tak samo jak tkają się
pajęczyny w kątach - pięknie. Narobiło się
dużo szumu. Czasami ktoś tutaj puka
i cienka szybka drży, żarówka dynda
na drucie jak maleńka czaszka.

Kiedy się przepali, zniknę.


[Sławomir Elsner, Antypody, Biuro Literackie, Wrocław 2008; ponownie zapraszam też do zapoznania się z krótkimi komentarzami na temat tomu, wśród których oczywiście i komentarz niżej podpisanego: http://biuroliterackie.pl/przystan/czytaj.php?site=100&co=txt_1721 ]